poniedziałek, 7 marca 2011

Jak wam bardziej do smaku

Przy bazylice w Licheniu powstała Szkoła Technologii Naturalnej Prokreacji, z której katolicy pełnymi garściami czerpać mogą wiedzę na temat życia płciowego. Chodzi oczywiście o życie płciowe w ramach dopuszczanych przez Urząd Nauczycielski Kościoła. Ramy te opisuje Polityka (10/2011), budząc przy tym uśmiech politowania lub zażenowany grymas na twarzy niejednego profana.

Nauczanie Szkoły to realizacja nowoczesnej misji opartej na katolickiej wiedzy o seksie. Znawcą tej wiedzy jest ojciec Ksawery, autor wielu książek i publikacji, czynnie nauczający również w swoim rekolekcyjnym tournee po Polsce. Rekolekcje są niestety, płatne, ale za to cena niewygórowana: jedyne 320 zł za osobę - choć przyjść można tylko z współmałżonkiem (nie wiadomo, czy też musi płacić). Tak więc każda para wzbogaci swą wiedzę za co najmniej 320 złotych, które z kolei pieniądze wzbogacą księdza Ksawerego i Kościół jako taki.

W czasie trwania nauk ojciec Ksawery przekazuje swą mądrość nieoświeconemu w materii seksu ludowi. Co godne uwagi, tematy nie ograniczają się jedynie do etycznych konsekwencji walnięcia się na siano z córką sołtysa. Dla ojca Ksawerego nie ma bowiem w temacie seksu żadnych tajemnic – seks oralny, analny, z połykaniem nasienia i bez - gdy tylko wierny ma w tych sprawach jakieś wątpliwości, zamiast sięgnąć do fachowej literatury czy opinii seksuologa, może ubiegać się o poradę wybitnego katolickiego specjalisty w dziedzinie.

I tak, prosząc o poradę, lud pyta, jak wielkim grzechem są dwa orgazmy w czasie jednego stosunku; zastanawia się, jak zmyć z siebie niefizyczny brud po seksie oralnym; ktoś tłucze się z wyrzutami sumienia z powodu hormonalnej wkładki w macicy, która ma hamować rozwój choroby, ale przecież jest niezgodna z nauką Kościoła (okazja do męczeńskiej śmierci!). Ktoś inny wreszcie, chory na nerwicę, nie chce mieć kolejnego dziecka i żyje lecząc się farmakologicznie ze strachu przed nim – ale prezerwatywy, narzędzia Szatana, nie chce użyć za nic. No chyba, że ksiądz Ksawery by pozwolił.

A ksiądz Ksawery, z cierpliwością godną prawdziwego duszpasterza i z nowoczesnym podejściem do człowieka odpowiada, uspokajając: Że można mieć więcej niż jeden orgazm. Że jeśli któregoś męża bolą jądra i jest zły, to trzeba mu w tym ulżyć, byleby do ejakulacji doszło w pochwie żony. Że owszem, można nawet pobierać nasienie do badań medycznych, ale najlepiej z mocno dziurawej prezerwatywy (sic!), użytej w czasie klasycznego stosunku.

Skąd ojciec Ksawery wie tyle o seksualności? Oczywiście, z papieskich encyklik i rozmyślań teologii pastoralnej. Miłośników literatury erotycznej uspokajam jednak, że wiedza ta nie jest tam opisana w sposób dosłowny. Chodzi po prostu o to, że papieskie encykliki najprecyzyjniej opisują reguły życia seksualnego i to z nich można się dowiedzieć, dlaczego wibrator jest zły, ale bielizna erotyczna dobra. Dlaczego złe są pigułki antykoncepcyjne, ale produkowanie ciężko upośledzonych dzieci jest już działaniem ku chwale Pana. To z encyklik dowiadujemy się, jak zachowywać się w sypialni, by sprostać wymaganiom natchnionych duchem świętym autorów Biblii. Wiedza, dorobek naukowy, ani tym bardziej praktyka i preferencje są nam niepotrzebne, odkąd raz wypowiedział się papież. Czyż nie spisano w Biblii historii Onana? Czyż nie ustalono zasad i nie sformułowano reguł na wieki wieków amen? A przecież to Słowo Boże jest wyznacznikiem tego, co dopuszczalne. Tylko dzięki niemu wiemy, jak działa świat i tylko dzięki niemu możemy osiągnąć życie wieczne. Ono więc, i tylko ono, posłuży nam do objaśnienia wszystkiego.

W „Gargantui i Pantagruelu”, kpiąc z metod dowodzenia opartych na starożytnych księgach i wierzeniach, Rabelais przedstawia postać pewnego uczonego. Mędrzec ów, stosując wywody teologiczno-mitologiczne, opisuje powód, dla którego woda morska ma słony smak. Otóż w dawnych czasach, gdy o ziemię zaczepił ognisty rydwan pewnego bóstwa, zaczęła ona pocić się z gorąca, zupełnie jak człowiek. W ten sposób wypociła morze. Ażeby teza o pocącej się ziemi nie pozostała bez poparcia i aby legenda nie była jedynym źródłem wiedzy, uczony podaje też dowód empiryczny: „…prawdę łacno poznacie, jeśli chcecie posmakować swego własnego [potu] albo też potu francowatych, kiedy ich zawijają w derki; jak wam bardziej do smaku.”

Podobne wolty zdają się być normą w „nauczaniu Kościoła”. Bo nawet marny i nietrafny argument pseudonaukowy może zyskać rangę oświeconej wiedzy. Wystarczy, że zostanie umocowany potęgą tradycji religijnej lub któregoś z jej tekstów. Wtedy bez problemu można głosić, że prezerwatywy niczemu nie zapobiegają, tabletki antykoncepcyjne nader często powodują ciężkie choroby, a wszystkie środki zapobiegawcze są same w sobie złem, bo małżeństwa przez nie się rozwodzą (sic!). A jeśliby ktoś w to wątpił, może się o tym łacno przekonać, smakując potu własnego lub francowatych opatulonych w derki. Jak wam bardziej do smaku, byle by w ramach rozwijającego się Kościoła.

Zaiste, bardzo dynamicznie rozwija się nam Kościół. Śmiem nawet twierdzić, że jeśli jego szaleńczy pęd ku nowoczesności nie straci na tempie, to za około 200-250 lat powinno mu się udać wynaleźć koło. W czym zresztą bardzo mu kibicuję. I raduję się wielce, gdy widzę, że Kościół, słynący przez wieki ze szczególnej troski o kobiety, pozwala im dziś nawet na wielokrotny orgazm. Podziwiam ducha rozwojowości, który przyzwala na stosowanie w łóżku „stymulacji oralnej i manualnej” oraz afrodyzjaków w postaci smardzów i prawdziwków. Najważniejsze, by mężczyzna „nie tracił nasienia swego na ziemię”, co jest wielce niemiłe Panu, karzącemu za każdy zmarnowany gram ejakulatu wiecznym ogniem piekielnym.



1 komentarz: