środa, 2 marca 2011

Przerwana lekcja logiki



W sali obrad szczecińskiej rady miasta, nad wiszącym w niej godłem Polski i herbem miasta Szczecina, zawieszono przeróżne symbole: gwiazdę Dawida, islamski półksiężyc, krzyż prawosławny, a nawet symbol atomu. Klasycznego krucyfiksu nie było potrzeby wieszać, ponieważ znajdował się tam już dużo, dużo wcześniej. W taki właśnie sposób radni związani z Ruchem Poparcia Janusza Palikota zaprotestowali przeciwko dyskryminacji innych symboli religijnych w sferze życia publicznego. Pomijając fakt, że ani gwiazda Dawida, ani tym bardziej atom nie są symbolami religijnymi, udało się Palikotowi coś więcej niż kolejny happening. Udało się głośno i wyraźnie zadać jedno proste pytanie: Czy rzeczywiście, jak zapewnia konstytucja, wszystkie wyznania mają w Polsce równe prawa?

Oczywiście, że nie, i choć wie o tym średnio bystry uczeń gimnazjum, to wiedza ta obca jest posłom, radnym, politykom, o kościelnych dostojnikach nie wspominając. Gdy tylko wymienione wcześniej symbole zostały zawieszone, katoliccy radni przystąpili do ich usuwania. Krucyfiks oczywiście pozostał na miejscu, ale po chwili również został zdjęty – tym razem przez radnych Palikota. W tym dość śmiesznym skądinąd bieganiu po drabinach obnażono fikcję konstytucyjnych zapisów i beznadziejną, a przez to komiczną, walkę o ich przestrzeganie. Członkowie Ruchu przeprowadzili świetną, choć krótką, lekcję respektowania prawa, okazywania tolerancji i kierowania się logiką. Wątpię jednak, by jakiekolwiek wnioski z tej lekcji zostały w głowach szczecińskich radnych.

Aż bolesne w swej prostocie jest to, że skoro w miejscu publicznym może zawisnąć krzyż, to w myśl konstytucji może też pojawić się obok niego każdy inny symbol religijny, jeśli tylko chęć taką zgłoszą innowiercy. A jeśli wyznania są wobec siebie równe, to islamski półksiężyc ma takie samo prawo jak krzyż wisieć w szkole, szpitalu czy urzędzie miasta. Gdy zostanie usunięty przez oburzonych katolików, to oburzony muzułmanin ma prawo zdjąć ze ściany Chrystusa. I skoro radny w Szczecinie rzuca na podłogę gwiazdę Dawida niszcząc ją, powinien odpowiedzieć za to tak samo, jak sam chciałby ukarać kogoś, kto na jego oczach niszczy krucyfiks. Bo póki tak stanowi Konstytucja, chrześcijanin ma w Polsce dokładnie te same prawa co Żyd, muzułmanin czy buddysta. Bez względu na liczebność wyznawców, gdyż o proporcjach wyznań nie ma w Konstytucji ani jednego słowa, jest za to kilka słów o równości. 

Paradoksalnie, problem nie tkwi w tym, jakie symbole mają prawo wisieć w miejscach publicznych, ale czy  mają prawo tam się znajdować. Bo żaden symbol religijny nie powinien okupować publicznej sfery życia. Publiczne szkoły, szpitale, urzędy powinny być wolne od religii, gdyż państwo samo mówi o sobie: „Kościoły i inne związki wyznaniowe są równouprawnione, a władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych”. A bezstronność to nieopowiadanie się po żadnej stronie, i niefaworyzowanie żadnej ze stron. Czy naprawdę aż tak trudno to pojąć? Jeśli politycy chcą krzyża w szkole, niech otworzą własne szkoły prywatne i powieszą w nich tyle krzyży, na ile tylko zgodzi się inspektorat budowlany. Jeśli chcą krzyża w szpitalach, niech zbudują sobie prywatne szpitale i w nich umieszczają, ku pokrzepieniu chorych, wizerunki umierającego w męczarniach człowieka. A jeśli chcą krzyży w urzędach, niech zrezygnują z polityki, skoro nie rozumieją ani wagi, ani treści Konstytucji.

W czasach komunizmu i szerzej, w czasach zniewolenia, kościół odgrywał ogromną, bo mobilizującą i jednoczącą rolę w drodze Polaków do niepodległości. Ale tuż po jej odzyskaniu, wspiął się, za przyzwoleniem swoich chrześcijańskich liderów, na tron ledwie co obalonego cara. Głos państwa stał się tubą Kościoła. Nie trzeba było wiele czasu, by to kościół współdecydował o wysokości słupków w sondażach i by ambony zaczęły coraz częściej pełnić rolę sejmowej mównicy. Mamy to, na co zasłużyliśmy – jeśli dziś jakikolwiek polityk staje w otwartym konflikcie z Kościołem, skazuje siebie i swoją partię na niebyt. Bo w Polsce Kościół, jak od tysiąca lat, namaszcza do sprawowania władzy i dlatego musi być w Polsce z władzą związany na stałe. Prawicowi politycy prześcigają się w wypełnianiu jego woli, i w okazywaniu oddania jego naukom.Służba ojczyźnie jest tożsama ze służbą Bogu, inne wyjście po prostu nie istnieje i nie będzie istniało nigdy.

Przy tak dobrze przygotowanym gruncie kościół może sobie pozwolić na okazanie swoich wpływów i zawiesić krzyż w Sejmie Rzeczpospolitej Polskiej. Może wprowadzić nauczanie swojej religii do szkół publicznych. Może żądać dowolnego państwowego majątku wskazując go palcem jak dziecko wskazuje zza szyby w cukierni ciastko. W tym samym czasie, kapłani swoją obecnością firmują dosłownie każde wydarzenie związane z władzą na dowolnym szczeblu. Uświęcają samym swoim przybyciem wszystko: od nowo otwartej osiedlowej piaskownicy, po wyremontowane gmachy urzędów, stacje metra, porty lotnicze, stadiony. Ich zdania nie może zabraknąć przy żadnej dosłownie okazji, czy będą to wybory prezydenta miasta czy wybory przewodniczącego kółka szachowego. A na swoich krytyków mogą patrzeć pobłażliwie i z ironicznym uśmieszkiem nazywać ich „osiołkami”, jak pewien dominikanin nazwał publicznie Palikota w komentarzu do szczecińskich wydarzeń. Malutki zaiste kaliber upomnienia - gdyby Janusz Palikot był jeszcze posłem, może nawet i sam biskup pogroziłby mu ekskomuniką.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz